Zdecydowaliśmy się z Ojcem na rozwiązanie typowo amatorskie. Bez wykręcania całego silnika a jedynie prace od dołu i góry. Cały samochód stał na dość wysokich podjazdach i po prostu pracowaliśmy góra-dół. Wbrew pozorom, wcale nie było to takie uciążliwe jak niektórzy twierdzą. Gdybyśmy mieli wykręcać cały silnik, demontując przy okazji praktycznie cały osprzęt to byłoby to bardziej pracochłonne i wręcz groźne. ( większe ryzyko, że coś nie podłączymy albo źle podłączymy)
W ogóle staraliśmy się to tak robić aby jak najmniej odłączać. Na jednym zdjęciu widać wtryskiwacz, który jest cały odkręcony ale większość połączeń jest zachowana – tylko go odchyliliśmy na bok i przypięliśmy. Jednym słowem, odpinaliśmy tylko to co było konieczne.
Również zdecydowaliśmy się odkręcić głowicę z całym kolektorem dolotowym i wylotowym. Śruby połączeń były tak zapieczone ( zwłaszcza kolektora wylotowego) że woleliśmy nie ryzykować odkręcania ( nawet nie próbowaliśmy w sumie) Zdjęliśmy głowicę z obu kolektorami i także okazało się to rozwiązaniem bardzo praktycznym. Jedynie trzeba było odkręcić połączenie kolektora wylotowego z pierwszym członem rury wydechowej – trzy śruby. Szły ciężko ale poszły – poza tym, gdyby się ukręciły to łatwiej byłoby to przewiercić i skręcić niż śruby w głowicy. I tak trzeba było to ruszyć bo rura wydechowa idzie dokładnie pod miską olejową. Trzeba ją odpiąć aby dostać się do miski. ( wystarczy właśnie odkręcić ją od kolektora wydechowego, zdjąć z uchwytu gumowego i na czymś podwiesić aby zbyt mocno nie opadła)
Dalej szło zupełnie sprawnie. Zdjęliśmy głowicę, miskę olejową. Odkręciliśmy korbowody i wyjęliśmy tłoki. ( parami, przekręcając silnik zgodnie z górnym położeniem i dolnym) Jak widać na zdjęciach zanieczyszczone potężnie. Zawory też ściągnęliśmy, było z tym trochę zabawy ale w sumie całkiem przyjemna robota. Na jednym zdjęciu mam w ręku docieraczkę do zaworów i właśnie docieram zawór. Zawory były oczywiście także z dużym nagarem. Przeczyściliśmy, przetarliśmy i założyliśmy nowe uszczelniacze zaworowe.
W sumie wymieniliśmy pierścienie, panewki korbowodowe ( bo i tak trzeba było to odkręcić) no i oczywiście nowa uszczelka pod głowicę. Samego wału nie ruszaliśmy. Rozrządu również. Uznaliśmy, że przy takim remoncie, wbrew pozorom, lepiej nie ruszać wszystkiego bo jak to się rozjedzie... to już tego nie poskładamy.
Skręciliśmy, wyregulowaliśmy luz zaworów i … odpalił bez większych problemów. Owszem, najpierw zaczął mocno latać z obrotami ale okazało się, że oczywiście zapomnieliśmy podłączyć jednego węża pod filtrem powietrza no i klasyczne objawy lewego powietrza). Jeszcze raz odpaliliśmy i już chodził dobrze. Zwłaszcza po 15-20 min. Praca silnika się ustabilizowała. Przy czym, dobrze to robić z kimś kto ma doświadczenie, w pewnym momencie z silnika zaczął lecieć po prostu dym... Ojciec mnie uspokoił, że po remoncie tak zawsze jest. Resztki oleju którym zwykle jest usmarowany cały silnik po takim zabiegu wypalają się pod wpływem temperatury

Potem krótki kurs kontrolny. Wreszcie powrót do domu, do Poznania ( 180 km) . Przejechał całą trasę zupełnie normalnie. Na drugi dzień sprawdzałem ( po nocy) czy ubyło coś oleju ( po takiej trasie zawsze był ubytek wcześniej) Nic nie ubyło! Pewnie i tak będzie się spalał to jednak już stary silnik. Jednak powinien już to być ubytek w rozsądnych granicach. Jeszcze ze dwa, trzy lata pojeździ

Załączam kilka zdjęć ale lepiej je oglądać od dołu